Jakiś czas temu otrzymałem interesujące pismo. Biegli sądowi z pewnego instytutu naukowego przedstawili sądowi swoją odpowiedź na pytanie w przedmiocie prawidłowości postępowania personelu medycznego w bardzo skomplikowanym przypadku błędu w sztuce medycznej.
W postępowaniu tym wystepujemy z roszczeniem zadośćuczynienia, odszkodowania oraz renty z tytułu nierozpoznania u pacjenta zakażenia gronkowcem. Efektem była rozwijająca się w organizmie sepsa, a właściwe leczenie wdrożono niestety zbyt późno.
Koszty przygotowania opinii biegłych sądowych wstępnie wynoszą kilkanaście tysięcy złotych – co nie jest oczywiście wielkim zaskoczeniem – wysokiej klasy specjaliści, tak więc ich wynagrodzenie jest wysokie.
Instytut przewidział długi czas przygotowania opinii – w przedziale od 12 do aż 18 miesięcy. Jeśli chodzi o tę kwestię, od dawna budzi ona wątpliwości, a niedawno zwróciła nawet uwagę Rzecznika Praw Obywatelskich (RPO), który zgłosił swoje uwagi Ministrowi Sprawiedliwości. Szerzej na ten temat we wpisie na stronie RPO, do którego link znajdziesz TUTAJ.
Najbardziej niepokojąca w całym piśmie jest jednak adnotacja instytutu, który zastrzegł sobie, iż przyjmie zlecenie tylko wtedy, gdy nie dojdzie do spotkania podczas rozprawy sądowej stron z biegłymi. Słowem – biegli nie będą musieli pojawić się na rozprawie.
Z jednej strony wszystko wydaje się w porządku, bo każdy ma prawo do szanowania swojego czasu i wiadomo, że nie chce go marnować wtedy, kiedy nie trzeba. Z drugiej strony stawianie takich warunków można poczytywać jako przejaw pewnego nadużywania swoich możliwości, lekceważenia sądu i postawy roszczeniowej wobec wymiaru sprawiedliwości. Przynajmniej ja tak uważam.
Nie jest to jednak odpowiedni czas i miejsce na moje użalanie się, ale mam nadzieję, że już niedługo sprawa opiniowania przez biegłych sądowych zostanie rozwiązania. Prace nad ustawą wciąż są prowadzone – co przyniosą, czas pokaże…